sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 17

*Lucy*

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Leżałam na wygodnym łóżku, przykryta kremowym i grubym kocem. Do mojej głowy mam przypięte jakieś różnokolorowe kabelki. Wiedziałam do czego służą. Monitorują zmiany w moim mózgu podczas moich snów. Postanowiłam poleżeć na tym łóżku jeszcze trochę. Musiałam przemyśleć wszystko dokładnie co się stało. Koszmary z dzieciństwa nie mogły powrócić. Mam nadzieję, że laki pomogą. Nie mogłabym tak żyć. Zaczęłam myśleć o Stefanie. On ma taki sam kolor źrenic, przeraźliwą twarz. On pił krew z tej dziewczyny. Doszłam do wniosku, że Stefan i ta istota z mojego koszmaru mają coś wspólnego, coś mrocznego.
-Dzień dobry Lucy- powiedziała pielęgniarka, która szybkim ruchem zapaliła światło.
-Dzie...dzień dobry?- zmarszczyłam brwi.
-Po podaniu odpowiednich leków zapadłaś w głęboki sen, dzięki czemu mogliśmy sprawdzić czy w twoim mózgu są jakieś zmiany. Spałaś prawie 2 dni- wyjaśniła.
Wytrzeszczyłam oczy. Teraz już byłam pewna gdzie się znajduje.
-Gdzie są rodzice?
-Zaraz ich zawołam- pielęgniarka lekko się uśmiechnęła.
-Cześć słońce!
-Co mi się stało?
-Nie będziemy jej okłamywać- powiedział tata lekko zagryzając zęby, tak żebym nie usłyszała.
-Tato, mamo...- powiedziałam z pytającym wzrokiem.
-Koszmary z dzieciństwa... one powróciły.
Przełknęłam ślinę, która obstawała mi w gardle od dłuższego czasu, zamknęłam oczy, po czym zakryłam je swoimi dłońmi. Po dłużej ciszy postanowiłam coś powiedzieć. Powiedzieć cokolwiek.
-Co mówią lekarze?- zapytałam.
-Musisz brać leki, przebywać tu parę razy w tygodniu, a jeśli ci się pogorszy, cóż obawiam się, że będziesz musiała tu zostać. Mówią też, że twój stan zdrowia mógł pogorszyć się pod wpływem czegoś lub kogoś. Chodzi im o to, że może coś widziałaś lub słyszałaś co było podobne do twoich koszmarów- powiedział tata.
W moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam wracać. Nie chce mieć tych koszmarów. Powtarzają się codziennie, od nowa to samo. Jednak wtedy w domu było całkiem inaczej. Czułam się jakbym śniła, ale jednocześnie jakbym była w jakimś transie. To coś powiedziało "mówiłem, że cię dopadnę". To nie brzmi zbyt dobrze. To znaczy, że koszmary będą się nasilać lub mój stan zdrowia się pogorszy? Oby nie.
-Czy ta maszyna zarejestrowała jakieś zmiany w moim mózgu?- zapytałam ocierając łzy swoją ręką.
-Nie... tak jakby w domu nic ci się nie stało. Zupełnie nic.
-Super- powiedziałam obojętnie.
-Pamiętasz o czym rozmawialiśmy zanim to się stało?- zapytała mama niepewnie.
-O pieniądzach?
-Możemy kontynuować tą rozmowę teraz, czy nie jesteś na siłach- mojej rodzicielce zaczął drżeć głos.
-Ashley może kiedy indziej- powiedział stanowczo tata.
-Nie Ted, jak nie dzisiaj to kiedy?!
Oby znowu nie zaczynali kłótni. I to w takim miejscu. Moje koszmary powróciły, a oni kłócą się o pieniądze.
-Dobrze, niech będzie- Ted niechętnie się zgodził, po czym usiadł na fotelu obok łóżka.
-Rozmawialiśmy o tym, że popadliśmy w długi. Konkurencja rośnie, więc potrzebne są nam pieniądze. Jak wiesz na naszym koncie nie ma już ani złotówki. W sumie nie wiem czy to konto nadal istnieje...
-Mamo do rzeczy!
-Potrzebujemy pieniędzy Lucy- dodał tata.
-Nasz środki na czarną godzinę się skończyły, więc wręcz musimy wziąć pieniądze z twojego drugiego konta.
-Przecież to są moje odłożone pieniądze na Juilliard. Przecież wiecie, że to moje marzenie. Chcecie je odebrać tylko dlatego, że praca jest dla was ważniejsza ode mnie?!- zaczęłam się złościć, choć wyglądałam na opanowaną.
-Doskonale wiemy, ale jest też masa innych szkół, które są tak samo dobre.
Mam mówiąc to sięgnęła po torebkę. Wyjęła z niej jakieś dokumenty.
-Spójrz, wystarczy podpisać- uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała powiedzieć "masz to podpisać!"
-Podpiszę to, a potem zrujnuje swoje marzenia. Nie, dzięki. Idźcie sobie- i tak właśnie o to rodzice zepsuli mi humor na resztę dnia. Chyba nie może być on jeszcze gorszy.
-W razie papiery kładę ci na szafkę. Lekarze wypiszą cię jutro lub dzisiaj. Zadzwoń kiedy mamy cie odebrać.
Gdy rodzice poszli założyłam na siebie koc, po czym opatuliłam się nim. Jego ciepło poprawiało mi humor, przynajmniej nie trzęsłam się z zimna.

***

Za oknem robiło się już ciemno. Zsunęłam więc wielkie żaluzje na okna. Znowu opatuliłam się kocem, no bo przecież co innego można było tutaj robić. Co parę godzin przychodziła pielęgniarka z pytaniem czy wszystko u mnie w porządku lub podawała mi leki. Niestety nie jest w porządku. Koszmary powróciły, lekarze nie wiedzą jak temu zaradzić, rodzice chcą zrujnować moje marzenie. Jedyna pozytywna rzecz w moim umyśle prowadziła do Stefana, choć próbuje sobie tak jakby coś przypomnieć. Wiem, że to jest coś związane z nim, jednak nie mam pojęcia co. Jak na zawołanie chłopak stanął w drzwiach mojego "pokoju".
-Hej, nie przeszkadzam?
-Hej, szczerze mówiąc jesteś moim ratunkiem na nudę- Siadaj.
-Wszystko w porządku? Czemu tu jesteś?
-Od dziecka mam pewne problemy... ze snami. Zresztą nieważne. Jak mnie znalazłeś?
-Mam swoje sposoby- Stefan uśmiechnął się cwaniacko.
-Niech ci będzie. Mam do ciebie prośbę. Jeśli spotkasz Selene to powiedz jej gdzie jestem. Nie odbiera ode mnie telefonów przez cały dzień.

*Selena*

Następnego dnia wstałam wypoczęta i szczęśliwa. Oczywiście powodem jest Trevor, a konkretniej nasz wczorajszy pocałunek. Szybko wyszykowałam się do szkoły tylko po to, żeby się z nim spotkać. Z daleka już go zauważyłam. Rozmawiał ze swoimi kolegami. Swoją drogą szybko zdobył przyjaciół. Chłopak chyba też mnie zauważył, ponieważ opuścił ich i zaczął iść w moją stronę. Poprawiłam szybko swojego koka, zacisnęłam dokładniej bandankę, próbowałam też opanować swoje emocje, jednak zbyt dobrze to mi nie wychodziło.
-Cześć!- powiedziałam uradowana.
-Cześć!
Trevor nie pocałowała mnie nawet w policzek, ale cóż wczoraj odbył się nasz pierwszy pocałunek, więc może to zbyt szybko.
-Czemu posmutniałaś?
-Nie dałeś mi buziaka- zrobiłam smutną minę.
Chłopak podszedł do mnie jeszcze bliżej, po czym pocałował mnie w policzek. Dobre i to.
-Nie rozdaje buziaków za darmo- chłopak powiedział żartobliwie.
-W takim razie czego chcesz?- przymrużyłam oczy.
-Dzisiaj wprawdzie nie ma wyścigów, ale prezentujemy swoje motory, więc jeśli chcesz...
-Jasne- wskoczyłam chłopakowi na szyję.


***
1. Szablon pojawi się 12.03., ponieważ szabloniarka się nie wyrobiła. Miał być wcześniej, ale cóż... nie wyszło.
2. Powiem tylko, że Selena spotka kogoś znajomego na zawodach :D
3. Nareszcie pojawił się Stefan! W kolejnych rozdziałach też będzie, razem z Damonem.
4. Jeśli pisze, że, np. 2 kom=nas. rozdział to wcale to nie oznacza, że od razu będzie następny rozdział. Po prostu komentarze motywują mnie do dalszego pisania :), więc jeśli będzie ich więcej to nawet lepiej. Piszę to po prostu, żeby nikt się nie czepiał, że obiecywałam, a nie opublikowałam rozdziału. 
5. W zakładce "Pytania i spam" możecie przysyłać swoje linki do blogów. Chętnie je przeczytam oraz wstawię na stronę główną do "Moja lista blogów".
6.
Zapraszam na świetnego bloga mojej koleżanki :D 
  

5 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 16

*Selena*
-Hej- powiedziałam słodko do Trevora.
-Cześć- chłopak odpowiedział nieśmiało. 
-Może pierwsze wpadniemy na kawę?-zaproponowałam.
-Jasne.
-Niedaleko jest taka fajna knajpa The Brew.
-Ok. chodźmy- Trevor uśmiechnął się. 

***
-Poproszę kawę, a ty Trevor?
-Pepsi i frytki- chłopak uśmiechnął się uroczo do kelnerki.
Poczułam się trochę jak zazdrosna dziewczyna, ale przecież Trevor podoba mi się.
-Na ile przyjechałeś?
-Na cały rok, a potem zobaczę.
-To znaczy, że myślisz nad zamieszkaniem w Nowym Jorku?
-Zdradzę ci sekret, ale nikomu o nim nie mów, ok?
-Pewnie.
Dopiero co się poznaliśmy, a on już chcę powierzyć mi swój sekret, dziwnie. 
-Przyjechałem na wymianę, ponieważ w mieście odbywają się międzynarodowe wyścigi motocykli. 
-Mówisz poważnie?- zrobiłam wielkie oczy. 
Trevor pokiwał głową na znak "tak". 
-Jejku, ale masz szczęście- powiedziałam z entuzjazmem- nie słyszałam o tych wyścigach....
-Są nielegalne- chłopak zakończył przygryzając swoją wargę. 
Trevor naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Wymarzony chłopak. Gdy zobaczyłam go w szkole pomyślałam "O matko, jaki przystojniak! Wygląda na cudzoziemca, więc pewnie jest z wymiany, więc pewnie to kujon, ale i tak do niego zagadam" Teraz myślę, że nadal jest przystojny, ale jest takim "niegrzecznym chłopakiem". To w nim mi teraz imponuje. Poza tym chyba pasujemy do siebie. Ja nie jestem tą dobrą, on też nie jest aniołkiem. 
-Mamy wiele wspólnego- uśmiechnęłam się, tak szczerze jak nigdy.
-To znaczy?
-Oboje jesteśmy tymi złymi- uśmiechnęłam się tym razem złowieszczo, a w oczach chłopaka pojawiły się iskry.
-W takim razie zabiorę cię na te wyścigi.
-Mówisz poważnie?- zapytałam głosem pełnym entuzjazmu. 
-Mówię poważnie, poza tym jestem normalnym chłopakiem... jeśli można to tak ująć.
-Twoi rodzice wiedzą o tym?-zmarszczyłam czoło. 
-Tak- chłopaka założył rękę na rękę. 
-Pozwolili ci?- spytałam z niedowierzaniem- powiedzieli "Tak, pewnie jedź na te wyścigi, tylko się nie zabij." 
-Coś w tym stylu- zaczęliśmy się śmiać- ale na serio te wyścigi są niebezpieczne. Wygrywa ten, który dojedzie na metę żywy. W tych wyścigach nie ma żadnych zasad. 
Zrobiło mi się trochę smutno. Lubię Trevora. Lubię go bardzo. Znamy się niecały dzień, a już się do niego przywiązałam. Nie mogę go stracić. 

*Lucy*

Chodź pocałunek mi się podobał i wprawił mnie w dobry humor, to muszę się dowiedzieć za wszelką cenę co rodzice tutaj robią. Przecież nie przyjechaliby bez powodu. 
-Damon poszedł, więc mówcie po co przyjechaliście!- zażądałam. Może trochę przesadziłam, ale nikt przecież nie zna ich tak jak ja.
-O co ci chodzi kochanie, przecież przyjechaliśmy cię odwiedzić.
-Udajecie wspaniałe małżeństwo, ale przecież dobrze wiecie, że tak nie jest. Pytam po raz kolejny. Po co przyjechaliście?!
-Skoro tak o nas myślisz, to w porządku. Masz racje- zaczął tata.
-Widzisz kochanie, ostatnio rośnie konkurencja...
-Do rzeczy...- zaczęłam się denerwować.
-Spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnimy- powiedziała łagodnie mama, choć wiedziałam, że stara mnie się tylko uspokoić, żebym nie wybuchnęła.
-Widzisz... rośnie konkurencja. Wiele ludzi nie korzysta już z naszych firm, inwestorzy odchodzą, a my zostajemy. Bez pieniędzy, ze swoimi upadającymi firmami- powiedział tata.
-Nie wierze! Chcecie kasy! Dlatego przyjechaliście! Chcecie kasy... ode mnie!- wybuchnęłam.
Nikt nie wiem jakimi okropnymi ludźmi są moi rodzice. Zrobią wszystko dla wzniesienia na szczyty swoje firmy. Nawet wyciągnął kasę od swojej córki. Mam szczęście, że nie jestem podła jak ta dwójka. Mogę sprawiać wrażenie chciwej, że nie chcę pożyczyć pieniędzy własnym rodzicom, ale tak nie jest. Nienawidzę ich. Wiedziałam, że nie przyjechali tutaj, żeby mnie odwiedzić. Przyjeżdżają jak czegoś chcą. Tym razem chodzi o pieniądze, tak jak i poprzednim razem i poprzednim. Mam dwa konta bankowe. Na jedne rodzice wkładają co jakiś czas kasę "w razie czarnej godziny", żeby wypłacić coś z konta muszą mieć moją zgodę na papierze, dlatego też przyjeżdżają do mnie. Chyba tylko dlatego. Jednak ostatnim razem opróżnili całe konto. Zostało mi jeszcze jedno. W nim trzymam odłożone pieniądze na Juilliard.
-Uspokój się!- krzyknął tata.
-Na waszym koncie nie ma ani złotówki- powiedziałam z opanowanie.
Zaciskam mocno pięści, żeby nie wybuchnąć po raz kolejny. Lepiej żeby to się nie stało. Nie chcę powrócić do tego miejsca. Białe ściany, łóżka podobne do szpitalnych i ludzie, którzy udawali miłych. Nazywali to "miejscem, gdzie się spokojnie wyśpię... specjalny ośrodek dla dzieci". Teraz wiem, że to było coś w rodzaju psychiatryka. Nie chcę powracać do Memphis. Nie wyjechaliśmy do Nowego Jorku tylko z powodu pracy rodziców. Wyjechaliśmy przeze mnie. Moje napady. Te koszmary, które śniły mi się co noc. Trudno o nich zapomnieć. Te przerażające istoty. Ludzie, którzy piją krew innych, ich kły. Nie chcę sobie tego przypominać. Zaraz, zaraz... Stefan. W tym momencie dotknęłam swojej szyi. Coś było nie tak. Te sny, Stefan... coś tak jakby zaczęło mi świtać. Zaczęłam sobie coś przypominać, ale nie wiem co. Te obrazy były takie niewyraźne. I nagle to. Postać z moich snów. Czerwone jak płomienie oczy. Ciało, przez które widać kości. Wypadające wnętrzności. Rozdarte na kawałki ciało. Krew. Wszędzie krew. Długie kły. Postać mówiąca "dopadnę cię". Tak, teraz wiem. To postać z dzieciństwa. Teraz ją widzę wyraźnie. Nagle poczułam się jak we śnie. Zobaczyłam postać, którą przed chwilą sobie wyobraziłam. Tym razem wygląda jeszcze gorzej. Wyciąga do mnie rękę i mówi "mówiłem, że cię dopadnę".
-Przestań! Zostaw mnie! Pomocy!- zaczęłam krzyczeć.
-Ted to znowu to. Przynieś leki- mama krzyknęła do taty z przerażeniem.
Tylko to zdążyłam usłyszeć. Ciągle widziałam tą przerażającą postać. Opadająca skóra, mięśnie i nagle poczułam ukłucie, i po prostu zasnęłam.    

*Selena*

-Tutaj mieszkam- wskazałam palcem na duży dom- Jeśli podejdziesz jeszcze bliżej rodzice pewnie wezwą policję albo wyjdą i będą kazali ci odejść- powiedziałam z głosem tak poważnym, że aż chciało mi się śmiać. 
-Lubie ryzyko- chłopak pokazał swój śnieżnobiały uśmiech.
Staliśmy na schodach. Nad drzwiami zawieszone było jedno światło, a wokół było ciemno. Ledwo co mogliśmy zobaczyć nasze twarze.
-To pa- żegnałam się ze smutkiem.
-Poczekaj... powierzyłem ci moją tajemnicę. Myślę, że mnie nie wydasz, bo policja już dawno ma mnie na radarze.  
-Skąd ta pewność?
-Nie wydasz mnie, bo sprawie, że się we mnie zakochasz- chłopak powiedział słodko, ze stuprocentową pewnością.
-Tak myślisz? Nawet nie wiesz czy cię lubię. 
-Lubisz, wiem to.
Chłopak złapał mnie za rękę. Poczułam się jakbym mogła zrobić przy nim wszystko. Skoczyć na bungee czy w ogień. Wszystko jedno. Ta chwila. to się w tym momencie dla mnie liczyło. 
-Może masz racje- zaczęłam się droczyć z chłopakiem. 
-Wyścigi to randka, ok? 
-Zobaczymy- zatrzepotałam rzęsami, jakbym była jakimś plastikiem, który może mieć wszystko, za podniesienie palca.   
-Przyrzeknij, że nie zdradzisz nikomu mojej tajemnicy. 
Potrząsnęłam lekko głową. Chłopaka zbliżył się do mnie, po czym pocałował mnie w usta. Myliłam się, że chwila, w której Trevor złapał mnie za rękę była warta zatrzymania czasu. Ten pocałunek, to jest tego warte.
-Widzisz jak łatwo się we mnie zakochujesz?


***
Nareszcie... po tygodniu nieobecności wreszcie mam laptopa, więc od razu wzięłam się za pisanie rozdziału. Wydaje mi się, że to najlepszy rozdział jaki do tej pory napisałam. Liczę na to, że będą jeszcze lepsze. Selena i Trevor... czy coś z tego będzie? Coraz więcej wątków się pojawia, ponieważ nie chciałam tak szybko rozkręcić akcji o klątwie itp. Zdradzę tylko, że w zakładce "Bohaterowie" napisałam o jednym wątku. Wszystkie wątki (nawet te miłosne) mają ze sobą powiązanie. Wszystko dokładnie mam przemyślane. W mojej głowie rodzi się coraz więcej pomysłów, więc mam o czym pisać w następnych rozdziałach. Wiem, że mało pisze teraz o Stefanie, ale spokojnie niedługo się pojawi :)

Posłuchajcie tej piosenki... przy niej pisałam cały rozdział, co jest dziwne, bo ja nie słucham muzyki.


2 KOMENTARZE=NASTĘPNY ROZDZIAŁ

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 15

Zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Ściągnęłam czarny T-shirt Damona. On zrobił to samo z moją bluzką. Swoją drogą dobrze, że założyłam swój najładniejszy stanik.
-Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?
-Tak- odpowiedziałam nie zastanawiając się długo.
Damon zaczął rozpinać mój stanik gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka.
-Cholera! Kto to?
-Ubieraj się szybko- powiedziałam do Damona.
-Chwilka!- krzyknęłam do nieoczekiwanego/ych gościa/i.
Trzy minuty później byliśmy już ubrani. Otworzyłam drzwi. Ujrzałam w nich moich rodziców.
-Cze..cześć- wydukałam- co wy tu robicie?
-Cześć córeczko. Przyjechaliśmy cię odwiedzić.
-Wejdźcie.
Gdy tylko tata przestąpił próg domu zrobił skrzywioną minę.
-Witam!- powiedział z grzecznością Damon do moich rodziców.
Pocałował moją mamę w rękę, a tacie uścisnął serdecznie dłoń.
-Co za młodzieniec!- powiedziała szeptem do mnie mama na ucho.
-Trochę tu nabałaganiliśmy, bo oglądaliśmy film- próbowałam się wytłumaczyć przed rodzicami, gdy zobaczyłam jaki zrobiliśmy bałagan. SZCZEGÓLNIE na kanapie. Spojrzałam na Damona. Zauważyłam, że chce przypodobać się rodzicom.
-Oj, to nic.
-Przyjechaliście na długo?
-Dokładnie jeszcze nie wiemy. Mamy nadzieję, że na długo, jeśli nie będzie ci to przeszkadzać- odpowiedział za mamę tata, gdy ta otwierała już usta.
Chwilę potem wszyscy prowadziliśmy ożywioną rozmowę. Ja oczywiście udawałam. Nie przyjechaliby tu bez powodu. Oni nigdy mnie nie odwiedzają. Musiało się coś stać albo czegoś chcą ode mnie. Postanowiłam zapytać o to ich, jednak kiedy Damon już pójdzie. Udają przed nim perfekcyjne małżeństwo, nawet wychodzi to im wiarygodnie. Ja na szczęście nie dam się nabrać.
-Zrobiło się późno. Pójdę już- chłopak zakończył grzecznie rozmowę, po czym wstał z sofy.
-Może zostaniesz na kolację?- zaproponowała mama.
-Nie chcę się narzucać...
-Nie przeszkadzasz. Pooglądajcie jakiś film lub poróbcie coś innego, a my ugotujemy pyszną kolację.
-No dobrze...
Oboje odprowadziliśmy rodziców wzrokiem do kuchni. Chyba tylko na to czekaliśmy, żeby poszli sobie gdzieś, żebyśmy mogli dokończyć to co zaczęliśmy. Zaczęłam się śmiać z Damona.
-Co ci?
-Nic, nic.
-Śmiejesz się ze mnie?
-Zgadłeś- nadal nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Chłopak zrobił nadąsaną minę, ponieważ nie wiedział z czego się tak śmieje.
-Nie wkurzaj się. Po prostu widzieć cię takiego grzecznego, kulturalnego.. gdybyś zobaczył siebie sam to też zacząłbyś się śmiać.
-Cóż powiedzmy, że chcę, aby twoi rodzice mnie polubili, ponieważ będę spędzał u ciebie duuuużo czasu.
-Dużo?
-Bardzo dużo- chłopak uśmiechnął się uroczo do mnie- idziemy na górę dokończyć to co zaczęliśmy?
-Rodzice- ściszyłam głos.
-I tak chodźmy.
-To co będziemy robić?- zapytałam.
-Ty mi powiedz.
I w tej chwili byłam już w objęciach przystojnego chłopka.
-Rodzice Damon, RODZICE.
-Jeśli będziemy się całować to nie usłyszą.
Wiadomo było co się zaraz wydarzy. Nie przeszkadza mi to. Musnęłam usta chłopaka. Na nic więcej nie może liczyć. Przecież są rodzice.
-Może u ciebie innym razem.
Damon jest chyba rozczarowany, sądząc po jego minie, ale nie zaryzykuje, żeby rodzice nas nakryli. Wzięłam do ręki czekoladę z szafki nocnej. Wczoraj nie dokończyłam jej jeść. Codziennie w nocy jem przed spaniem tabliczkę czekolady. Tak, wie, jestem łakomczuchem, ale bez niej nie mogę usnąć.
-Mam pomysł. Może porobimy sobie zdjęcia?- zaproponował Damon.
-Przecież wiesz co sądzę o robieniu mi zdjęć. Poza tym musiałabym od nowa zrobić sobie fryzurę, przebrać się- zaczęłam marudzić.
-Jesteś piękna. Nie musisz nic zmieniać, żeby zrobić sobie zdjęcie.
-Dzięki, ale idę do łazienki się ogarnąć- pocałowałam chłopaka w policzek, po czym pobiegłam do łazienki.

*15 minut później*

-Skończyłaś?- spytał zniecierpliwiony Damon.
-Nie mam się w co ubrać- odpowiedziałam ze zrezygnowaniem. 
-Następny powód, dlaczego nie chciałbym być dziewczyną- zaczęliśmy się śmiać.
-To chodź tutaj i mi pomóż. 
Damon wszedł do łazienki. Byłam w samej bieliźnie i szlafroku. Czułam jego oddech na moim ciele. 
-Tam jest garderoba- wskazałam chłopakowi miejsce, gdzie chyba zawsze najdłużej przesiaduję. 
-Nie, nie, nie, zbyt skromna, nie, nie, odkrywa za mało.
Prychnęłam. I mówią, że to dziewczyna nie może się zdecydować w co ubrać.
-Idealna- zakończył 19-latek. 
-Serio?- zrobiłam wielkie oczy- kupiłam ją razem z Seleną, kiedy sfałszowałyśmy dowody, żeby pójść na imprezę. Sukienka miała być... wyzywająca? I teraz mam ją włożyć- wytłumaczyłam. 
-Cóż masz jeszcze rok, żeby pochodzić w takich sukienkach- Damon zaczął się zgrywać. 
-To był pierwszy i ostatni raz.
-Przy mnie.. na pewno nie.
-Na żadną imprezę mnie nie wyciągniesz.
-Zobaczymy... Włóż ją. 
-Ok- powiedziałam niechętnie.

*Godzinę później* 

-Kolacja- krzyczała mama z dołu.
-Muszę się przebrać- powiedziałam.
Ta godzina zleciała nam naprawdę szybko. Gadaliśmy o różnych rzeczach, wygłupialiśmy się. 
-Podaj mi dłoń- powiedział Damon. 
-Chcesz się trzymać za dłoń?- zrobiłam zdziwioną minę.
-Twoi rodzice chyba muszą wiedzieć o tym, że jesteśmy razem.
-Na prawdę tak uważasz?- uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak. Wiesz Lucy, bardzo mi się podobasz- Damon zaczerwienił się. 
-Ty mi też Damon.
Zbliżyliśmy się do siebie, po czym zaczęliśmy się całować.
-Kolacja... nie słyszeliście jak mów... oj przepraszam- speszyła się mama, gdy zobaczyła nas całujących się. 
Oderwaliśmy się od siebie. Na naszych twarzach pojawiły się rumieńce.
-Będziecie tak stać czy idziecie na kolacje?- spytała mama, która raz patrzyła na mnie, a raz na Damona.
Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. W końcu mama już wie, że jesteśmy razem, więc co szkodzi na przeszkodzie, żeby i tata się dowiedział. Mój tata jest... surowy. Jego praca to całe życie. Mama jest natomiast wyrozumiała, jednak prace stawia i tak na pierwszym miejscu. Udają wspaniałe małżeństwo, jednak gdy zostaną sami to ciągle się kłócą. Kocham swoich rodziców, pomimo tego że nigdy o mnie nie dbali i nie dbają. Ich jedyną troską o mnie to wysyłanie pieniędzy i różnych niepotrzebnych prezentów. Zobaczyłam pięknie zastawiony stół. Przepiękny zapach świec unosił się w jadalni.
-To jakaś specjalna okazja?- pytałam rodziców z podejrzeniem.
-Nie, skąd. Chcieliśmy tylko żeby było miło- wytłumaczył tata.
-Kolacja podana- powiedziała entuzjastycznie mama.
Spojrzałam na talerz. Spaghetti. Moje ulubione danie z dzieciństwa. Coś tu jest nie tak... pięknie zastawiony stół, moje ulubione danie, rodzice przesadnie mili, nie przeszkadza im obecność chłopaka. Oni coś ode mnie chcą. Wiedziałam od początku, że nie przyjechali tu specjalnie dla mnie. Wszyscy jedli w ciszy i skupieniu. Niekiedy prowadziliśmy jakąś rozmowę, która nieszczególnie mnie interesowała. Czuję się oszukana.
-Więc jesteście parą?- zapytała mama.
Gdy usłyszałam to pytanie zakrztusiłam się piciem. Na szczęście szybko opanowałam sytuację, więc chyba nikt tego nie zauważył.
-My...-zaczęłam.
-Tak, jesteśmy parą- odpowiedział dumnie za mnie Damon.
-Tak myślałam- mama uśmiechnęła się do mnie, ja natomiast zaczerwieniłam się.

***

-Dziękuję za pyszną kolację- powiedział Damon.
-Nie ma za co.
Rodzice odeszli od nas, dając nam więcej swobody.
-Musimy to powtórzyć- zaczął chłopak.
-Kolacje?- prychnęłam.
-To- odpowiedział.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chłopak pocałował mnie w usta, a ja się zaczerwieniłam. Pomachał mi ostatni raz, po czym zniknął za drzwiami swojego domu. Po tym dniu czuję się tak dziwnie. Czuję coś, czego nie mogę nazwać. Czuję motylki w brzuchu gdy widzę Damona, a gdy on mnie całuje czuję się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Wiem, że to więcej niż zauroczenie, ale nie jestem pewna czy to miłość, dlatego też nie umiem nazwać co czuję w stosunku do Damona.


***
1. Dziękuję za 108 osób, które przeczytało 14 rozdział. To wspaniałe uczucie, gdy widzi się takie wyniki. Mam wtedy bardzo dużo weny, a więc szybciej pojawiają się rozdziały.
2. Wiem już kto wcieli się w rolę Trevora :)
3. Dziękuję Wybrance Nocy za podsunięcie pomysłu. Aktor nie będzie Trevorem, jednak podpowiem, że będzie kimś z rodziny Lucy. Zgadnijcie kto :D
4. Nadal czekam na szablon, który mam nadzieję będzie już wkrótce.
5. Uaktualnię zakładkę "Bohaterowie" gdy będzie trochę więcej wątków o Trevorze. Również pojawią się w tej zakładce rodzice Lucy - Ashley i Ted.
6. Znacie może jakieś fajne seriale fantasty (istoty nadnaturalne)? Oglądałam już ich wiele, jednak obejrzałam wszystkie.


8 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ




wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 14

-Lucy zaczekaj!-zawołał Stefan- mamy robić ten projekt, więc może wpadnę do ciebie dziś i go zrobimy.
-Mnie pasuje- delikatnie uśmiechnęłam się.
-18?
-Ok.

***

-Poszukam informacji w Internecie, a ty w książkach dobra?- zapytałam.
Stefan otworzył książki, po czym zaczął je czytać. 
-Tak właściwie to skąd tyle wiesz o wojnie secesyjnej? To znaczy wiesz... na historii.
-Wiem. Po prostu- uciął. 
...,bo uczestniczyłem w niej- Stefan powiedział szeptem. Jednak ja to usłyszałam. Nic nie chciałam mówić. Byle szybciej skończyć ten projekt.
-Te informacje wpiszemy tutaj, a te tu. Co z obrazkami?- próbowałam zacząć rozmowę.
-W porządku. 
Zauważyłam, że Stefan nie jest dziś zbyt rozmowny. Postanowiłam, więc zapytać.
-Stefan wszystko w porządku?
-Pewnie. Czemu pytasz?
-Wydajesz się tak jakby.. nieobecny.
-Czasami po prostu wolę o niczym nie rozmawiać, tylko spokój i cisza.
Skinęłam tylko głową. Jeśli miał zły humor... zresztą to nie moja sprawa.
-Podasz mi nożyczki?- chłopak zapytał.
Sięgnęłam po nie, gdy nagle wyśliznęły mi się z rąk. Skończyło się przecięciem skóry. Z palca poleciała mi krew. Zauważyłam jak Stefan łapczywie patrzy się na moją ranę. 
-To nic takiego. Niezdara ze mnie- próbowałam obrócić tą całą sytuację w żart. 
Zobaczyłam jak kolor źrenic Stefana zmienia się na czerwony. 
-Wszystko w porządku? Za dobrze nie wyglądasz.
Chłopak zignorował mnie. Odwrócił się w stronę okna. Pewnie dlatego, żebym nie zauważyła, że boi się krwi. Tak sądzę. Przecież zawsze gdy widzi krew zaczyna źle się czuć. Podążyłam za nim wzrokiem. Zobaczyłam jego odbicie w oknie. Czerwone źrenice oraz przeraźliwy wygląd. 
-Stefan wszystko w porządku?-zapytałam niepewnie.
-Lucy UCIEKAJ!- krzyknął.
Nastolatek odwrócił się. W końcu mogłam ujrzeć jego twarz oraz jego... kły. Stefan szedł w moją stronę. Ciągle krzyczał żebym uciekała. Mimo, że wyglądał okropnie nie bałam się. 
-Stefan co ty robisz?!
-Proszę cię uciekaj. Dłużej nie wytrzymam. 
-O czym ty mówisz?
-Nie rozumiesz?!!! Chce rozszarpać twoje gardło, a potem napić się twojej krwi. Uciekaj!
Mimo, że usłyszałam dokładnie co mówił zachowałam zimną krew.
-Nie Stefan. Nie boję się ciebie. 
-UCIEKAJ!- ch łopak krzyknął ze złości.
Naprawdę zaczynałam się bać. Zbiegłam szybko ze schodów. Pobiegłam w stronę kuchni. Złapałam za nóż. Teraz nie zastanawiając się, byłabym w stanie zranić Stefana. Nim się odwróciłam chłopak stał przy mnie. Patrzył na mnie swoimi oczami w kolorze krwi.
-Ostrzegałem-powiedział chłopak jakby na pożegnanie.
Po raz ostatni ujrzałam chyba Stefana. Jego kły wbiły mi się w tętnice. Czuje jakby wypływało ze mnie życie. Czułam się coraz słabiej i słabiej, aż w końcu zaczęłam mdleć. Usłyszałam ostatnie głosy "Stefan przestań!"

*Damon*

-Co ty do cholery wyprawiasz?!
Nie mogłem opanować emocji. On chciał zabić Lucy. Moją Lucy.
-To przez tą klątwę. Musimy się śpieszyć.
-To nie żadne wytłumaczenie! Gdybym nie ja to byś ją zabił.
-Klątwa jest zbyt silna. Wkrótce będzie miała wpływ także na ciebie.
-Może masz racje, ale musimy jej o wszystkim powiedzieć- powiedziałem z opanowaniem.
-Dobra. Chyba już czas, ale co będzie jak ona pomyśli, że zwariowaliśmy.
-Będzie musiała zapomnieć- powiedziałem z zrezygnowaniem.

***4 godziny później***

Obudziłam się na kanapie w salonie z potwornym bólem głowy. Nie byłam w stanie przekręcić szyji. Naprzeciwko mnie    stał stół. Siedział na nim zniecierpliwiony Stefan. Wszystkie wydarzenia wróciły gdy go ujrzałam.
-Co ty tu robisz?! Wynoś się z mojego domu!- zaczęłam krzyczeć.
-Lucy spokojnie- powiedział łagodnym tonem Damon.
-A ty skąd się tu wziąłeś? 
-Musimy ci o czymś powiedzieć-dodał Stefan.
-Wy? Myślałam, że się nie lubicie.
-Cóż... po części to prawda- wtrącił się Damon.
-Lucy... my jesteśmy braćmi.
-Co? Macie przecież inne nazwiska.
W głowie mi się nie mieściło. Chyba nie byłam na to gotowa. Dwójka osób, którzy są dla mnie ważni okazali się braćmi.
-Dość łatwo to zmienić- kontynuował Stefan- jednak nasze prawdziwe nazwisko to Salvatore.
-Zanim powie to mój kochany braciszek-powiedział z sarkazmem- ja jestem tym złym.
-Nie chce tego słuchać! Wyjdźcie z mojego domu! Jesteście... POTWORAMI! Co Stefan mi zrobił?!- krzyczałam wniebogłosy.
-Stefan to jeszcze nie czas na to- Damon powiedział ze smutkiem.
Stefan słysząc to podszedł do mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy. Nie wiedziałam co chłopak miał zamiar zrobić.
-Dokończyliśmy projekt. Źle się poczułaś, więc ja poszedłem do domu, a ty spać. Damona tutaj nie było. Zapomnij o tych wydarzeniach.
Zrobiłam się strasznie śpiąca. Poszłam do swojego pokoju i wtulona w łóżko usnęłam.

*Następnego dnia*

-Lucy i Stefan dostajecie szóstki. Mam nadzieję, że to nie tylko zasługa Stefana- powiedział nauczyciel od historii.
Dziwne... nie pamiętam żebyśmy skończyli projekt. Po lekcji zdecydowałam, że zapytam o to chłopaka.
-Stefan poczekaj!- krzyknęłam z drugiego końca korytarza.
-Tak?
-Skończyłeś projekt sam?
-Co?
-Projekt na historie.
-A tak... przepraszam jestem ostatnio bardzo zamyślony. Skończyłem go u siebie.
-Dzięki. Przepraszam, że wczoraj usnęłam.
Stefan wydawał się bardzo dziwny. Nie wiem co mu się stało. Gdy na mnie patrzył wydawało mi się, że siebie nienawidzi, jednak nie wiedziałam za co.
-Nic się nie stało. Naprawdę. I tak nie miałem żadnych planów na wieczór.
-Po prostu głupio mi- zaczęłam się tłumaczyć. Przecież po raz kolejny usnęłam przy Stefanie.
-Przepraszam cię, ale muszę już iść- chłopak powiedział wymijająco. Chyba nie chciał ze mną rozmawiać, ale co ja mu takiego zrobiłam?
-Jasne- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Hej, widzimy się na koncercie?
-Yhy- i znowu sztuczny uśmiech.
Dziś piątek.  Nie mam żadnych planów na dzisiaj. Zapytam Selenę, czy nie obejrzałybyśmy jakiegoś filmu. Ostatnio szaleję za "Love, Rosie". Może to właśnie dobry wybór, chyba że Selena nie będzie chciała oglądać komedii romantycznych, ale odkąd pojawił się Trevor to kto wie...
-Cześć skarbie!- powiedział Damon do mnie słodko.
-Hej!
Chłopak podszedł i pocałował mnie w policzek. W tym samym momencie podeszła do nas Selena.
-Idźcie do domu- powiedziała z takim przekonaniem, jakby miało się coś zdarzyć strasznego. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Ja się zgadzam, a ty Lucy?- zapytał bez dłuższego zastanowienia chłopak.
-Może innym razem- puściłam oczko do chłopka. Może narobiłam mu nadziei. "Może" pewnie odebrał jako "Tak".
-Selena oglądamy dzisiaj jakiś film?- zapytałam przyjaciółki.
-Przepraszam, ale oprowadzam Trevora po mieście. Może obejrzysz go z Damonem?- dziewczyna nagle wyskoczyła z pytaniem. Raczej Damon nie będzie chciał oglądać romansidła.
-Mnie pasuje- wtrącił się chłopak.
-Ok... to widzimy się w sobotę na koncercie The Vamp?
-Pewnie- uśmiechnęłam się do dziewczyny, która odchodziła już od nas.
-Na czym skończyliśmy ostatnio kochana?
-Jak to?
Nim zdążyłam się dłużej zastanowić byłam już w objęciach Damona. Zaczął całować mnie namiętnie. Nie mogłam się powstrzymać od nie odwzajemniania pocałunków.
-Przestańcie na miłość boską! To szkoła- zaczęła lamentować wysoka kobieta, w okularach, które były zaczepione na jej nosie i ledwo się trzymały. Oto nasza bibliotekarka.
-Przepraszamy Pani Hills- odpowiedziałam grzecznie.
Gdy tylko kobieta odeszła zaczęliśmy się śmiać. Uczniowie przechodząc brali nas pewnie za wariatów, ale to naprawdę było śmieszne.
-Więc jak? Mam do ciebie przyjść?
-Jeśli chcesz oglądać komedie romantyczną to zapraszam- szeroko uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Nie będę udawał, że nie lubię takich filmy, ale dla ciebie wszystko- chłopak pocałował mnie w czoło.

*Wieczorem*

Damon miał przyjść na godzinę 18. Spojrzałam w lustro. Potargane włosy, niechlujne ubranie, a na nogach moje kochanie buty w świnki. Nic tylko pokazać się tak Damonowi. Postanowiłam się ogarnąć. Zaczęłam od wzięcia prysznica. Umyłam się starannie truskawkowym żelem pod prysznic, po czym starannie opłukałam się gorącą wodą. Umyłam włosy. Po wyjściu zaczęłam suszenie. Już po 15 minutach stałam w szlafroku zastanawiając się w co mam się ubrać. Brakuje mi Seleny. Ona zawsze wie co mam założyć. Postawiłam na ubranie, w którym dobrze się czuje. Luźny top, a do tego legginsy. Fryzura - kłos. Podmalowałam się lekko różem. Jednak nie zrezygnowałam z moich ukochanych ciapek w świnki. Zanim chłopak przyjdzie ja już dawno nie będę ich miała na nogach. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście 18. Chyba czas przyrządzać przekąski. Do salaterek nasypałam różne chipsy. W mikrofalówce słyszałam głośną strzelaninę kukurydzy, która zamieniała się w popcorn. Na stolik położyłam wszystkie rzeczy. Doniosłam jeszcze szklanki z napojem. Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie był to nikt inny jak Damon. W ręku trzymał wino z 1828 roku.
-Wow, skąd wytrzasnąłeś to wino?
-Powiedzmy, że jestem kolekcjonerem- chłopak uśmiechnął się do mnie- żadnego buziaka na powitanie nie dostanę?
-Wejdź- pocałowałam chłopaka w usta, po czym zaprowadziłam do salonu.
-Gdzie masz kieliszki?
-W górnej szafce po prawej- odpowiedziałam.
Chwilę później oglądaliśmy film, zajadaliśmy się przekąskami oraz piliśmy wytrawne wino.
-Nie mogę w to uwierzyć, że zgodziłem się na oglądanie takiego filmu- chłopak zrobił nadąsaną minę.
-Następny film wybierzesz ty- uśmiechnęłam się szeroko- poza tym film jest naprawdę smutny. Pewnie gdyby nie ty to już dawno bym płakała.
-Możesz płakać ile chcesz. Mnie to nie przeszkadza- Damon uśmiechnął się delikatnie.
-Nie jest ci zimno, bo ja zamarzam- oznajmiłam- pójdę po koc.
-Równie dobrze możesz przytulić się do mnie- powiedział.
Oczywiście, że skorzystam. Nie mogę przegapić takiej okazji. Wbiegłam szybko do mojego pokoju po różowy, milutki koc. Chwilę później byłam już przy kanapie w salonie. Opatuliłam się kocem, po czym przytuliłam się do Damona. Siedzieliśmy tak wtuleni do końca filmu. Końcówka filmu i oczywiście musiała polecieć mi ta łza. Myślałam, że Damon jej nie zauważy.
-Płaczesz?- chłopak zapytał z niedowierzaniem.
-Nieee- oblałam się rumieńcem- oj po prostu to przez ten film. Oj już bądź po prostu cicho i nie zwracaj na mnie uwagi.
-Dobra, dobra o nic się nie czepiam. Oglądamy teraz... horror- chłopak oznajmił, a nie zapytał.
Wiedziałam od razu, że to zły pomysł. Boję się oglądać takie filmy.
-Nie, proszę cię tylko nie horror.
-Ja musiałem obejrzeć te loffki, więc ty oglądasz horror- czyżby chłopak chciał się odegrać?
Już 20 minut później ściskałam mocno dłoń chłopaka, za każdym razem, gdy działo się coś strasznego. Za to Damon ani drgnął. Wspięłam się po nim lądując na jego kolanach.
-Nienawidzę horrorów- zrobiłam nadąsaną minę.
-Nie bój się- chłopak oznajmił ze spokojem- choć nie ukrywam, że podoba mi się, że siedzisz mi na kolanach.
-Moglibyśmy porobić tysiąc innych rzeczy takich jak na przykład... wygłupianie się, całowanie i mnóstwo innych rzeczy.
-W takim razie wybieram całowanie- Damon wyłączył film. Najnormalniej w świecie podszedł do mnie i zaczął mnie całować.



***
1. To chyba najdłuższy rozdział, jaki napisałam na blogu :D Postaram się jeszcze o dłuższe, jednak na zegarku 03:07, więc jestem zmęczona.
2. Zamówiłam już szablon. Wkrótce pojawi się on na blogu.
3. Trevor... hmm .... miałam uaktualnić zakładkę "Bohaterowie", jednak nie mam pomysłu kim może być chłopak. Dlatego też proszę, żebyście pisali w komentarzach kto może się wcielić w postać Trevora.
4. Proszę o komentarze, ponieważ bardzo mnie one motywują.

5 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ


środa, 4 lutego 2015

Rozdział 13

Gdy tylko mrugnęłam postać zniknęła.
-Lucy chodź szybko. Policja przyjechała- powiedziała Selena.

***
Złożyłam zeznania, po czym wyszłam na lunch. Przed budynkiem szkoły nie było już takiego zamieszania. Usiadłam na ławce, po czym wyjęłam swój telefon. Miałam 2 nieodebrane wiadomości.
1. Od: Stefan
Wszystko w porządku? Martwię się.

2. Od: Damon
Cześć kotku. Spotkamy się?

Postanowiłam odpisać obu chłopakom.

1. Do: Stefan
Wszystko OK :) A co z tobą? Widziałam, że źle się czułeś jak zobaczyłeś krew.

2.Do: Damon
Pewnie :D Siedzę przed szkołą na ławce.

Wyjęłam jabłko z plecaka i natychmiast zaczęłam je jeść.
-Jesteś piękna- powiedział znajomy głos.
Odłożyłam jabłko, po czym odwróciłam się. Zobaczyłam Damona, który trzymał swój telefon w ręku.
-Uśmiechnij się- dodał chłopak.
-Nie, Damon. Nie jestem fotogeniczna- próbowałam się wymigać.
-Każdy tak mówi- chłopak wyszczerzył się- powiedz "ser".
-No dobra. Niech ci będzie.
Damon podszedł do mnie. Pokazał mi zdjęcie, które przed chwilą zrobił. Nie chciałam się chwalić, ale naprawdę wyszłam nieźle.

*Selena*

Zobaczyłam Trevora. Opiera się on o szafki. Wygląda tak słodko. Dobra weź się w garść. Zagadaj do niego.
-Cześć!-powiedziałam słodko do Trevora.
-Cześć!
-Jesteś z wymiany prawda?
-Tak.
-Skąd przyjechałeś?
-Z Włoch- chłopak uśmiechnął się do mnie.
-W takim razie jesteś pierwszym Włochem jakiego poznałam.
-Nawet nie wiem jak masz na imię-zapytał.
-Selena
-Trevor. Miło mi- uśmiechnęliśmy się do siebie.
Czułam, że chce z nim rozmawiać, jednak nie wiedziałam o czym. Czułam się niezręcznie. Ta cisza mnie dobijała.
-Słuchaj, mam do ciebie ogromną prośbę- przerwał ciszę- jestem tutaj od dwóch dni, więc za bardzo nie znam tu nikogo. Mogłabyś oprowadzić mnie po mieście?- chłopak spojrzał na mnie wzrokiem, któremu nie można odmówić.
-Pewnie. Może w weekend?
-Mnie pasuje.
O matko! Jak podoba mi się ten jego akcent. On jest taki przystojny.
-Świetnie mówisz po angielsku!- pochwaliłam Trevora.
-Dzięki. Moja rodzina mieszka w N.Y., więc miałem okazję się nauczyć.
Usłyszałam dzwonek. Z grymasem na twarzy musiałam opuścić chłopaka.

*Lucy*

Spojrzałam raz jeszcze na zdjęcie. W tym celu przybliżyłam się jeszcze bardziej do Damona. I znów poczułam jego oddech na moim ciele. Chciałam spojrzeć tylko na zdjęcie, ale wiedziałam już, że prowadzi to do całowania. Nie sprzeciwiałam się. Byliśmy już tak blisko. Tak blisko, aż zadzwonił dzwonek na lekcje. Nie ukrywałam zdenerwowania. 
-Ugh- parsknęłam. 
-Dokończymy później- chłopak uśmiechnął się, po czym pocałowałam mnie w policzek. W końcu dobre i to. Szłam do klasy, gdzie miałam historię. Znowu to samo. Facet przynudza co roku o tym samym. Wszyscy już o tym słyszeli, ale nie bo nikt o tym nie wie. Nie rozumiałam sposobu nauczania, który dotyczy historii. Nieważne. Usiadłam w najdalszej ławce, koło okna. Na historii zawsze tam siadam. Mogę wtedy udawać, że słucham, a tak naprawdę robię coś innego. Nie chodzi o to że nie lubię historii. Wręcz przeciwnie. Nie mogę słuchać po prostu w kółko o tym samym. Niestety, mimo że co roku jest to samo dochodzi jakaś partia materiału, którego nie było w poprzednich latach. I właśnie to mamy teraz na lekcjach. Wojna secesyjna. Nudziłam się. Co chwila patrzyłam na zegarek w oczekiwaniu końca lekcji. Obok mnie siedział Stefan. Czasami o czymś rozmawialiśmy, jednak trwało to chwilę.
-Panno Hale- powiedział nauczyciel.
-Tak?-zapytałam jakby wyrywając się ze snu.
-Skoro uważasz powinnaś wiedzieć w których latach panowała wojna secesyjna.
Nie miałam pojęcia. Jeśli jednak nie odpowiem będzie źle. Szukałam w głowie, jednak nigdzie nie było zapisanej takiej informacji jak"lata trwania wojny secesyjnej". 
-1861-1865- powiedział Stefan.
-Bardzo dobrze. Widzę, że wiesz coś na ten temat. Skoro Lucy nie wie nic na temat wojny może ty nas zaszczycisz. Powiedz kto walczył w tej wojnie.
-Unia przeciwko Konfederacji.
-Co oznacza termin "wojna secesyjna"?
-Pochodzi od słowa "secesja" co oznacza odłączenie się.
Historyk przepytywał Stefana chyba z całej historii, a on odpowiadał na wszystkie pytania bezbłędnie. Po 20 minutach nauczyciel miał już chyba dosyć.
-Znakomicie! Chyba mamy w klasie historyka. Weźcie się do nauki to może będziecie znać odpowiedzi na te pytania.
Pod koniec lekcji jak zwykle praca domowa.
-Zróbcie projekt. Tematem waszych prac będzie "wojna secesyjna".  Oczekuje dokładnych informacji-- ... bla bla bla. Przestałam słuchać. Nagle usłyszałam swoje nazwisko.
-Hale będzie robić projekt z... może z Salvatorem. Może cię czegoś nauczy.
Spojrzałam na Stefana. Uśmiechał się on do mnie, gdy nagle usłyszałam upragniony dzwonek.


***
Nareszcie jest rozdział. Przepraszam, że znowu tak długo czekaliście. Rozdział - jest jaki jest. Szczerze mówiąc nie jestem z niego zadowolona. Na zegarku 2:40 w nocy. Piszę o takich porach, ponieważ nie mam za bardzo teraz czasu, choć mam ferie. Czasami nie mam też weny. Jednak mam już ustalonych parę wątków. Powiem tylko, że w następnym rozdziale będzie się działo.
PS choć widzę, że napisaliście tyle komentarzy ile powinno być to nie zawszę od razu będzie następny rozdział. Muszę zrobić jeszcze Trevora w zakładce "Bohaterowie". Pojawi się on wkrótce :)


5 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ

Obserwatorzy